FitLook 2014
W moim życiu kieruję się głównie dwoma elementami. Są to: ciekawość oraz przeczucia. Na studiach dziennikarskich powiedziano mi, że ciekawość to najlepsza cecha dziennikarza i tego się trzymam. Przeczucia to kolejna sprawa i radzę wszystkim wykształcić w sobie taką wrażliwość, by nauczyć się ich słuchać. Co to wszystko ma wspólnego z moim występem na FitLook 2014?
To, że ciekawość ciągle pcha mnie do próbowania nowych rzeczy. Dzięki temu stale się rozwijam. Tak też było w tym przypadku. Nagle (skoro już jestem babochłopem) przyszło mi do głowy, żeby może zacząć przygotowania do zawodów sylwetkowych. Nie pisałam o tym, bo nie byłam pewna tego pomysłu. Ale zaczęłam. Trwało to dwa miesiące, a w trakcie wpadłam na pomysł, żeby może najpierw pójść na FitLook’a, bo tam podobno jest swobodniej. Chciałam więc zobaczyć, z czym to się je. No i poszłam.
Jak było na FirstLook?
Po pierwsze czułam się tak, jakby ktoś przeniósł mnie do innego świata. Zupełnie nie mojego! Czułam się pewnie jak Alicja w krainie czarów i już na miejscu nie bardzo umiałam się odnaleźć. Poza tym totalnie nie miałam parcia (to chyba zła cecha na takich konkursach), poza tym nie czułam się tam zbyt swobodnie. Co tu dużo gadać – nie czułam się sobą! Nawet nie ma mnie na zdjęciu grupowym, bo nie dałam rady się przepchać przed szereg (pewnie, żeby to zrobić, musiałabym kogoś walnąć, a tego chyba nikt by nie chciał ).
Hmm przeszłam do półfinału. A to, że nie dalej, wcale mnie nie dziwi. Moje plecy i ręce były pewnie dwa razy większe niż wszystkich dziewczyn 🙂 Z pewnością na zawodach sylwetkowych bym tym zapunktowała, ale szukali innych sylwetek. Nie jestem zawiedziona, o tym wiedzialam wcześniej i do konkursu podchodziłam z dość dużym dystansem.
Nie to jest w tym jednak najważniejsze. Najważniejsze jest przeczucie, że to jednak nie mój kawałek chleba, a żeby to wiedzieć, musiałam to sprawdzić. Kierując się zatem przeczuciem, wiem już, że nie będę kontynuować przygotowań do wiosennych debiutów. Chociaż wiem, że mam do tego dobre predyspozycje.
Niemniej jednak cieszę się, że wzięłam w tym udział, bo to absolutnie bezcenne doświadczenie zawodowe, które w pracy trenera przyda się cholernie!
Kilka ważnych podziękowań
Chciałam bardzo podziękować trenerowi (Konrad Gnoza), który jest moim miszczem świata. Super zawodowiec i w dodatku bardzo inteligentny człowiek z poczuciem humoru i drogocennym dystansem do takich zawodów/konkursów. Polecam go każdemu, kto chce się przygotowywać pod okiem specjalisty! Dziękuję moim przyjaciołom, którzy wierzą we mnie zawsze i wspierają w każdym moich decyzjach do końca, nawet jeśli czasem wiedzą, o czymś do czego ja dochodzę po czasie. Dzięki, że byliście ze mną. Dziękuję też mojej „rywalce” Alicji, bez której nie miałabym takiego fan’u!
Dziękuję mojemu Andrzejowi, który przygotowywał się razem ze mną i gdyby nie on, nie umiałabym trzymać tak sztywno diety. Nieraz stoczyliśmy bitwę o kawałek melona wieczorową porą lub awokado. Andrzej dostał się do finałowej 10 i zapewne będzie kontynuował swoją przygodę ze sportem sylwetkowym.
Ja natomiast wracam do tego, w czym jestem i czuję się najlepsza – do drążków pionowych, poziomych, sztang i fitnessu widzianego moim własnym obiektywem. Ale w zawodach jeszcze mnie zobaczycie. Tyle, że w takich, w których nie liczy się wygląd mojego bicepsa, a jego siła.