Koksiary z Biłgoraja
Muszę przyznać, że mimo kolosalnego zmęczenia, moje cotygodniowe podróże i eventy przynoszą mi mnóstwo satysfakcji! Utwierdzam się w przekonaniu, że wybrałam odpowiednią ścieżkę „kariery”, a to co robię, robię dobrze. W ubiegły weekend gościłam w Biłgoraju z okazji organizowanego przez OSiR Biłgoraj Dnia Kobiet. Plan był taki, że najpierw jest mój pokaz pole dance, a potem prowadzę trening Fireworkout.
W drodze Andrzej śmiał się ze mnie, że pewnie będą wywiady i autografy (moją reakcję na jego żarty pozostawię bez komentarza), a ja chciałam jedynie, żeby wszystko się udało. Nie miałam pojęcia ile osób przybędzie i czy będę miała z kim ćwiczyć. I wiecie co? Liczba osób, która przybyła przerosła moje najśmielsze oczekiwania, a energia od tych babek po prostu biła na kilometr! Pokaz się udał, choć jak standardowo, ja zawsze uważam, że mogłoby być lepiej. Niestety „po” odezwały się znów moje plecy, które zdecydowanie są zdania, że pole dance nie jest dla mnie. Od dawna toczę z nimi zażarły bój na ten temat.
Po pokazie miałam 5 minut na przebranie się i poprowadzenie treningu. Ah! Ja na tej scenie, kiedy mogę prowadzić trening czuję się po prostu jak ryba w wodzie. Jestem dosłownie w swoim żywiole. Mega hala i dziesiątki (może setki) dziewczyn, które wpadły, żeby się z nami (choć nie tylko z nami) poruszać. Zorganizowaliśmy także konkurs na planka. I tu zaskoczenie – dziewczyny stoczyły prawdziwa walkę. Rekord to czas ponad 10 minut! To właśnie dlatego nadałam im szlachetny przydomek „koksiar z Biłgoraja”. Co mnie cieszy? Że faktycznie nie trzeba już namawiać tyle do aktywności i, że coraz więcej osób po prostu chce się ruszać. Wspaniałością jest także to, że i w mniejszych miejscowościach, takich jak Biłgoraj naprawdę jest co robić i są osoby, które takie eventy organizują. Ogromne gratulacje dla wszystkich ekip, które były na miejscu – street workoutowych wariatów i innych instruktorów!
Nie uwierzycie, co się stało, kiedy zeszłam ze sceny? Autografy! Kolejka po autografy. Bigos i autografy?! Chyba nigdy w życiu nie czułam się tak zakłopotana. Nie przypuszczam, bym nadawała się na gwiazdę 🙂
Gościnny Biłgoraj i nasi wspaniali znajomi Julita i Marcin zabrali nas na pyszną kolację do restauracji „Sitarska”. Świetne miejsce, więc jak będziecie kiedyś w Biłgo, koniecznie tam zajrzyjcie.
Dziękuję Elizie i Ani i Julce z Marcinem za zaproszenie i tak cudowne przyjęcie mnie i Andrzeja u siebie. Oraz reszcie ekipy za pomoc przy sprzęcie. Szkole Leila z Lublina za gotowość w dowiezieniu rurki.
Mam nadzieję, że do zobaczenia!