Kobieta (nie)zależna
Jakiś czas temu byłam na spotkaniu coachingowym z Kamilą Rowińską. Szkolenie o nazwie Kobieta Niezależna początkowo budziło we mnie cichą reakcję alergiczną. Miałam jednak swój powód, by się na nie wybrać. Chciałam zaprosić na nie ważną dla mnie osobę. Od szkolenia minęło już 2 miesiące, ale po przetrawieniu kilku ważnych tematów, postanowiłam podzielić się z wami moimi przemyśleniami.
Nie chcę rozpisywać się na temat samego szkolenia, ponieważ osobiście nie dowiedziałam się podczas niego niczego specjalnie odkrywczego. Co nie oznacza jednak, że nie wyciągnęłam z niego prawdziwej lekcji życia. Przyszło na nie około 500 osób. Głównie kobiet. Jak się okazało, kobiet poszukujących swojego miejsca w świecie. Nagle przestałam się uśmiechać, a moje wcześniejsze podejście, w którym obawiałam się naciągania, okazało się niesłuszne. Zrozumiałam, że były na tej sali osoby, które bardzo potrzebowały pomocy. Obserwowałam je i zastanawiałam się jak wygląda ich życie, słuchałam ich historii i z minuty na minutę robiło mi się coraz bardziej smutno.
Wybaczcie moją szczerość, ale prawdziwą bombą był dla mnie moment, w którym do wykonania mieliśmy proste ćwiczenie polegające na wypisaniu na swój temat 10 komplementów. Mieliśmy na to 4 minuty. Kiedy po 30 sekundach skończyłam zapełniać swoje punkty, ze zgrozą zauważyłam, że prawie wszystkie babeczki obok mnie nie potrafią przejść nawet do punktu numer dwa! Nie muszę chyba dodawać, że po 4 minutach wiele z nich wcale nie skończyła swojego zadania…
Gdybyście zobaczyli, z jakim wysiłkiem patrzą na tą pustą kartkę, zastanawiając się nad swoimi zaletami, podobnie jak mnie – pękło by wam serce. Pracuję głównie z kobietami. Uwielbiam to, bo wydaje mi się, że je rozumiem i jestem w stanie wejść na ich fale i do nich dotrzeć, ale kiedy znalazłam się na innej sali, niż ta moja – fitnessowa, chciało mi się płakać. Nie mogłam przestać zastanawiać się co takiego dzieje się w życiu tych kobiet, że straciły wiarę nie tylko w swoją atrakcyjność (przyrzekam, że było tam wiele mega lasek), ale także w swoje możliwości. Czym u diabła jest to spowodowane?!
Na moje pytania nie uzyskałam odpowiedzi od nich samych, więc zaczęłam szukać. Zdałam sobie sprawę, że nawet w XXI wieku, kobiety wciąż czuję się od kogoś zależne. Uzależniają się od drugiej osoby (kilku osób) do tego stopnia, że kiedy wreszcie zadają sobie to cholernie ważne pytanie – kim jestem, co u licha robię na tym świecie, uświadamiają sobie, że ich życie polega na tym, by zadowalać innych. Pewnego dnia budzą się i ze zgrozą patrzą w lustro, pytając same siebie – kim się stały? Tak długo przeglądały się w oczach kogoś innego, że nie pamiętają co kiedyś lubiły i jak dużo się śmiały, nie potrafią powiedzieć na swój temat nic dobrego, bo ocena i obraz ich samych już od dawna do nich samych nie zależy.
Czasem przebudzenie jest spowodowane osobistymi tragediami, czasem świat, który zbudowały zaczął się kurczyć tak bardzo, że nie mogły już w nim dłużej oddychać. Część z nich chce coś zmienić i idzie na szkolenie chcąc uwierzyć, że historii o Kobiecie Niezależnej nie musi wkładać między bajki. Chcąc uwierzyć, że dadzą radę. Dobrze, że w ogóle się przebudzają.
Takie kobiety zamiast szkoleń u Kamili przychodzą też na moją salę. Czemu? Powodów jest tyle, ile kobiet które widzę. Wiele z nich zostaje na długo. Stają się fighterkami. Widzę je na zajęciach. Wiem jak bardzo są zawzięte i pracowite. Wiem jak wytrwale pracują na sukces – nie tylko związany z ciałem, ale także pracą czy rodziną. Znam kobiety, które nagle uczą się tak poustawiać swoje życie oraz swoich facetów, że mimo malutkiego dziecka, przychodzą na zajęcia regularnie.
Dla innych to świetna terapia na bałagan w życiu osobistych. Podczas ciskania pompek i przerzucania kettle’a nikt nie musi zastanawiać się nad tym, jakie smrody zostawił przed drzwiami. Większość z nich upada i się podnosi. Ćwiczą ze mną od lat. Są moją inspiracją!
Część z nich jednak wpada, a potem nigdy nie wraca. Nie zliczę wiadomości, w których dziewczyny proszą mnie o pomoc. Piszą rozpaczliwe maile, opisując o tym ile razy już próbowały i ile razy się nie udało. W wiadomościach pełnych goryczy proszą o receptę za sukces, której ja nikomu dać nie mogę. Nie mogę, bo dopóki sam nie uwierzy w siebie, nikt inny nie zrobi tego za niego. By odnosić prawdziwe sukcesy, musimy być gotowi na to by je udźwignąć. Musimy być gotowi na to, by stawić czoła gorszym dniom.
Wiem, że nawet teraz po tej drugiej stronie kompa są kobiety, które szukają siebie. I wiem, że dopóki same nie uwierzą, że są w stanie zmienić coś naprawdę – ani ja, ani Kamila Rowińska, ani żadna inna osoba tego za nich nie zrobi. Ale jeśli ktokolwiek może być dla was katalizatorem zmian – błagam nie ustawajcie w swych poszukiwaniach!