Mąż mnie wrobił!
Zastanowił was tytuł? Słusznie! Bo naprawdę zostałam wrobiona! Czytacie mojego bloga? Śledzicie mnie trochę w social mediach? Wiecie więc, że jaram się tough fitness, pole dance i innymi pokrewnymi tematami. Prawdopodobne wiecie też, że nie znoszę biegać, nie mam nic wspólnego z pływaniem (ostatnio robiłam to jakieś 85 lat temu), a rowerem jeżdżę bardziej przy okazji. Mój mąż Andrzej już od dawna odgrażał się, że w ramach mojej akcji inspiracji oraz wniesienia powiewu w me sportowe życie rzuci mi pewien challenge.
Dziś okazuje się, że postawił mnie przed faktem dokonanym, ale także opublikował to publicznie, bym nie miała wyjścia i podniosła rękawicę (trochę mnie zna zimny drań). Przyznaję, że gdzieś w skrytości serca myślałam o tym temacie. Klasyfikowałam go jednak jako coś na „bardzo – może kiedyś”. O co chodzi. Dziś na swej tablicy zobaczyłam to:
- Jakby coś to nas dzisiaj zapisałem 😀
Jeśli ogarniacie trochę, temat wiecie, że chodzi o Triathlon, czyli coś zupełnie mi obcego, coś co budzi we mnie przeraźliwy lęk i coś co od zawsze, wydawać by się mogło jest poza granicami mojej wytrzymałości. Triathlon zawsze budził mój niekryty podziw. W tym roku podziwiałam znajome mi osoby, które które ciężko się do niego przygotowywały. Kiedy oglądałam zmagania Andrzeja podczas startu w IRONMAN na dystansie Sprint w Gdyni, zobaczyłam na własne oczy, jak cholernie ciężki jest to kawał sportu. Oczy mi się przez chwilę zaświeciły, bo mój spaczony umysł zajarał się czymś, co jest tak cholernie wykańczające, że można się porzygać. Bigosy lubią takie „zabawki”. Po szybkim namyśle przypomniałam sobie jednak, że przecież u licha nie mam z tym nic wspólnego. Nic – z żadną tą dyscypliną. Mało tego, na myśl że miałabym wchodzić do tej lodowatej wody, aż się wzdrygałam.
Nowy challenge? Jasne! Zawsze bardzo chętnie, ale żeby od razu triathlon? No. I don’t think so. Mój Andrzej jednak, jak to często z mężami bywa, wie lepiej! I rzucił mi grube wyzwanie. A ponieważ sama zwykłam mawiać, że albo grubo albo wcale, to jak mogę tego nie zrobić? Ciekawa jestem zresztą jak to jest! Jak człowiek czuje się przy tak długotrwałym wysiłku, kiedy ma ochotę paść, ale musi iść dalej. Jak reaguje na to wszystko głowa i jak buduje to psychikę. Ciekawa jestem jak na ten eksperyment zareaguje też moje ciało. Czy dam radę? Nie mam pojęcia, ale jeśli nie spróbuję to na pewno się nie przekonam.
Przede mną (na początek) 1/8, co oznacza:
- 475m pływania,
- 22,5 km na rowerze,
- 5 km biegu. Wydaje się niewinne? No być może dla kogoś, kto trenuje sporty wytrzymałościowe. Dla mnie będzie to duże wyzwanie, ale nie byłabym Bigosem, gdybym nawet nie spróbowała.
Trzymajcie kciuki! Będę się dzielić przygotowaniami na bieżąco.
Miss Bigos trzymam kciuki! 🙂 Ty rzucasz wyzwania nam a Tobie mąż, piękna równowaga