Eurotrip DAY 5, 6, 7 i 8 – Włochy

2016
24/07

To kolejna część relacji z naszej wyprawy po Europie. A teraz jedziemy dalej! W piątek wieczorem wyjechaliśmy z Opuzen. Plan był taki, żeby pojechać przez noc i na rano dotrzeć do Wenecji. Włochy były naszym kolejnym przystankiem.

Dzień 5

Jak zaplanowaliśmy, tak zrobiliśmy. Po drodze zatrzymaliśmy się na 4-godzinny sen i ruszyliśmy dalej. W Wenecji byliśmy koło 10:00 rano. Po wjeździe okazało się, że parkingi w Wenecji nie należą do najtańszych. Za 12h postoju trzeba zapłacić prawie 30 Euro. No cóż. Wiele miejsc na postój naturalnie tam nie ma, więc trudno się dziwić, że to wykorzystują.

Po zaparkowaniu poszliśmy na spacer po Wenecji. Piękne jest to miasto i polecam zwiedzać je piechotą, bo największy urok mają właśnie te malutkie, wąskie uliczki. Jaka jest Wenecja? Bardzo turystyczna! Są tam tłumy, a samo miasto wydaje się prócz kupców, prawie opuszczone. Oczywiście pustych ulic nie uświadczysz, ale co drugi budynek świeci pustkami. Takie trochę domy-duchy.
Na kanałach mnóstwo jest także Gondolierów. Uwaga na tych śpiewających! Za podśpiewywanie liczą sobie extra – i to nawet 200 Euro! Oczywiście nie liczcie, że wcześniej was o tym uprzedzą. Łodzie są taksówkami. Są też wodne tramwaje, które co chwila mają przystanki, można się nimi dostać w zasadzie wszędzie. Jeden bilet w jedną stronę to koszt 7 Euro.

Uwaga także w restauracjach. We Włoszech w knajpkach doliczają tzw. Coperto. Nie jest to ani serwis ani napiwek dla kelnera. To opłata za to, że w ogóle siedzisz w restauracji (sic!).

Po kilku godzinach ruszyliśmy dalej. Naszym kolejnym przystankiem miało być małe, ale według przewodników jedno z najpiękniejszych miasteczek we Włoszech – Ravenna. Niestety okazało się, że średnia wieku wynosi tam około 60+ i w mieście nie znaleźliśmy nic specjalnie uroczego. Może byliśmy zmęczeni i nie rozejrzeliśmy się wystarczająco dobrze. Pojechaliśmy więc obok do Lido Di Adriano. Ponieważ akurat był tam festyn, sporo ludzi i stragany z kuchniami świata, postanowiliśmy zostać tam na noc. Jakież było nasze zaskoczenie, kiedy po obdzwonieniu wszystkich hoteli, hosteli itd. nie znaleźliśmy NIC! Niestety zapowiadało się, że kolejną noc spędzimy w aucie. Nie było to dla nas na rękę, bo tego dnia zwiedzaliśmy cały dzień w temperaturze 35 stopni Celsjusza. Sorry, ale prysznic był potrzebą pilniejszą niż cokolwiek innego. Postanowiliśmy iść chociaż do Lidla po butlę wody, żeby się umyć. Nic z tego – zamknęli nam drzwi prosto przed nosem!

– Seriously? Pomyślałam i udałam się do pobliskiej speluny w poszukiwaniu czegokolwiek do umycia się. Ku naszemu zaskoczeniu, okazało się, że za barem pracuje Polka (alleluja!), która wpuściła nas do siebie na zaplecze (nawet nie będę wam opowiadać, w jakim stanie była ta łazienka). W takim momencie liczył się tylko dostęp do wody! Oczywiście położyliśmy się w aucie, w którym w nocy była po prostu sauna. 35 stopni było aktualną opcją nawet w nocy.

Dzień 6 i 7. Rimini

Cóż, wstaliśmy o 6 rano – cali mokrzy. Ruszyliśmy na poszukiwanie stacji benzynowej, żeby się umyć. Nic z tego – we Włoszech na stacjach w niedziele nie pracuje nikt! Przynajmniej tam, gdzie byliśmy! Poszliśmy więc na plażę w nadziei na kąpiel w morzu i piękne włoskie widoki. Zapomnijcie o widokach (plaża w Mielnie byłaby dobrym porównaniem), ale morze brzmiało jak plan. Po krótkim chilloucie, ruszyliśmy dalej. Do Rimini! Tam dla odmiany z noclegiem nie było żadnego problemu. W pierwszym trzygwiazdkowym hotelu znaleźliśmy pokój w bardzo przyzwoitej cenie – 45 Euro za pokój (czyli 22,5 Euro od łebka). Musieliśmy odespać. Zostaliśmy tam dwa dni, próbując włoskich dań i opalając się. Aczkolwiek w porównaniu do dzikich widoków Chorwacji, Rimini dupy nam nie urwało. Ale za to, dania z owocami morza mają świetne i to bez dwóch zdań!

Dzień 8

We wtorek rano ruszyliśmy dalej. Przy porannej kawie na spontanie postanowiliśmy udać się do Toskanii. Ale wcześniej naszym celem było San Marino. I tam już zdecydowanie udać się warto. Ten dzień uratował nam pobyt we Włoszech. To cudowne miasto na wzgórzu, które zresztą jest Republiką, w dodatku jest nią od średniowiecza i od tamtej pory, mimo wielu najazdów – nią pozostało. Dobra wiadomość jest taka, że jest to strefa bezcłowa, w związku z tym warto zrobić tam zakupy. Widoki są wprost fenomenalne. Najwyższy szczyt Monte Titano osiąga wysokość 749 m n.p.m. Ceny w restauracjach i na stancjach benzynowych są też rozsądniejsze.

florencja

Tego samego dnia pojechaliśmy do Florencji. To, co nas uderzyło już na wstępie to brak możliwości zaparkowania auta. W zasadzie wszędzie zakazy. Dostępne – płatne garaże wymagały zostawienia w środku kluczyka, co w naszym przypadku zupełnie nie wchodziło w grę. Po 1,5h szukania miejsca, wreszcie znaleźliśmy coś w samym centrum. Po prostu duży, płatny parking. Hurra! Poszliśmy na spacer! No cóż, miasto wszystko nam zrekompensowało! Piękne jak cholera, a czas jakby się tam zatrzymał. Chcieliśmy choć na chwilę zobaczyć tą wspaniałą, przepełnioną duchem Renesansu, stolicę włoskiej Toskanii. W liczbie zabytków nie ma sobie równych. Michał Anioł, Dante Alighieri czy rodzina Medyceuszy – oni także przyczynili się do stworzenia dzisiejszej Florencji. Naszym pierwszym krokiem było udanie się do Katedry Santa Maria del Fiore. Kościół ten był największą świątynią chrześcijańską, dzisiaj natomiast zajmuje na tej liście czwarte miejsce. Budowa świątyni trwała 150 lat. Swoim wyglądem zapiera dech w piersiach. Włóczyliśmy się po tym mieście i szliśmy przed siebie. Tam nawet oddycha się inaczej!

Uwaga na kierowców – kierunkowskazy są dla nich ekstrawagancją, a z namalowanych pasów ruchu nic sobie nie robią. Zajeżdżają ci drogę i mają to serdecznie w czterech literach, że nie są sami na drodze.

Po wyjeździe z Florencji – też na spontanie ruszyliśmy jeszcze odwiedzić Pizę (nie mylić z pizzą). Mimo, że dojechaliśmy tam już po zachodzie słońca, wieża zrobiła na nas ogromne wrażenie. Ale nie ona jedna. Czy wiecie jakie to miasto jest piękne?! O Pizie mówi się najczęściej w  kontekście krzywej wieży, natomiast architektura całego miasta jest po prostu czymś fenomenalnym. Główny deptak pełen jest turystów, kiosków i restauracji. Plac – Piazza del Duomo (plac cudów), wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jest też główną atrakcją Pizy. Nie mieliśmy czasu na pełną „penetrację”, bo przyjechaliśmy późno i byliśmy zmęczeni po całym dniu zwiedzania, ale obiecaliśmy sobie, że kiedyś wrócimy tam na dłużej.

Podsumowując – cenowo Włochy są porównywalne do Chorwacji. Przynajmniej pod turystycznym względem. Minusem są niestety problemy z parkowaniem – zwłaszcza w miastach. Drogie są natomiast autostrady. Za przejazd przez Włochy łącznie wydaliśmy na bramkach około 80 – 90 Euro!

Kolejnym etapem naszej podróży była Francja. A tu to się nieźle działo!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *