High Heels – challenge accepted
Ostatnio narzekałam, że bardzo brakuje mi w moim fitnessowym życiu, wypełnionym także pole dance’em tańca. Czułam ten brak, czułam, że chcę także robić coś czasem tylko dla siebie. A ponieważ wróciłam z Londynu zainspirowana (kto czytał poprzedni post ten wie), stwierdziłam, że to doskonały moment na to, by poszukać czegoś nowego. Ponieważ kwietniowe zawody zbliżają się wielkimi krokami, a chce na nich (jak Bóg da) zatańczyć w butach (i nie butach do ubijania nosorożców), odezwałam się do Ilony Bekier, która co jak co, ale na tym temacie zna się jak nikt. Zaproponowała, żebym wpadła do niej na zajęcia z High Heels. Heh – kiedyś robiłam nawet o tym materiał, więc teoretycznie wiedziałam, co mnie czeka. Zresztą od lat marzyłam, żeby „pobansować” jak Beyonce w teledysku Single Ladies <3
Niby człowiek już trochę w życiu tańczył, niby na fitnessie i pole dance zęby już zjadł, ale w związku z tym ledwo na szpilkach umiem dziś chodzić, a co tu mówić o tańczeniu! Ze strachem w oczach poszłam na pierwsze zajęcia i tak jak myślałam – okazały się dla mnie wyzwaniem. Słowo daję – cóż to dla mnie była za lekcja pokory! Wyobraźcie sobie – idzie niby taka Mistrzyni Europy w duetach w pole dance sport na High Heels i zastanawia się momentami, która to prawa, która lewa noga! Nie mówię, że zupełnie sobie nie poradziłam, ale to trochę jakby wejść do totalnie nowego rozdziału.
Widziałam, że na fejsie, ktoś napisał, że chyba jednak ciągnie mnie do seksownych form tańca, a High Heels to nie jest przecież sexy dance! To dość specyficzna mieszanka kilku różnych stylów: trochę hip-hopu, trochę dancehallu, odrobinę waackingu i domieszkę czegoś w stylu funky. Owszem jest bardzo kobiecy, ale mam wrażenie, że zmysłowy ruch jest dodatkiem do kroków – takim ich uzupełnieniem. Na zajęciach zaczęłyśmy od rozgrzewki – bez szpilek. Nie wzięłam płaskich butów, więc ślizgając się jak szalona na skarpach, próbowałam się nie zabić 😀
Potem był etap nauki chodzenia – uwierzcie mi lub nie, ale to prawdziwa nauka budowania pewności siebie! Bo nawet ja poczułam się tym chodzeniem przez chwilę skrępowana. Tak, tak – jeśli chcesz fajnie poruszać się na obcasach, najpierw musisz nauczyć się na nich chodzić. Nogi proste, biodra rozkołysane. Kiedy szła Ilona – miałaś ochotę umrzeć od samego patrzenia! Ja za to próbowałam nie umrzeć ze wstydu. Podejrzewam, że kiedy przestanę się krępować (a wiem, że to w końcu nastąpi) łatwiej mi będzie uzewnętrznić swoje emocje w tańcu. Ale jak zawsze – najpierw trzeba się przełamać. Prócz nauki tańca już teraz mogę wam powiedzieć, że mocno pracują mięśnie nóg, pośladków, brzucha i pleców. Uff – dobrze, że chociaż z tym nie miałam problemu.
Robiłyśmy choreografię do kawałka Goodbye (Feder), którą doskonale znam z pole dance. Miałam szansę potańczyć do niego w zupełnie innym klimacie. I wiecie co? Fajne to było. Rzucić się w nieznane i poczuć, że coś jeszcze naprawdę może stanowić wyzwanie. Lubię wyzwania. Wracam tam w czwartek!
A miałam do Ciebie na fejsie pisać jak wrażenia po pierwszych zajęciach. I okazuje się, że czytasz w myślach. 🙂
Dasz radę, w końcu kto jak nie Ty! A zajęcia brzmią ciekawie, choć mnie ciągnie bardziej do burleski albo sexy dance. 🙂
No próbuj! No kurde trzeba odkrywać nowe lądy!
Co to za butki? Śliczne