Jestem mamą – mam supermoc!

2018
13/12

Kiedyś – jeszcze przed urodzeniem Róży, w oczy często wpadały mi memy z cyklu: – Jestem mamą, jaka jest Twoja supermoc?!
Myślałam sobie wówczas – no spoko, spoko, ale bez przesady! 😀

Zacznę od tego, że dziś po 11 miesiącach życia z małą Różą u boku, chylę czoła i biję pokłony każdej mamie (i tacie), która samotnie wychowuje dziecko/dzieci, która ma chore dziecko, która rodzi bliźniaki, która ma kilkoro dzieci, która nie podczas wychowywania dzieci wsparcia najbliższych. Kobieto (mężczyzno) – nie jesteś bohaterką! Jesteś super bohaterką, której należy się milion złotych medali i masz w sobie tyle siły, że większość ludzi na świecie nigdy by tego nie udźwignęła! Gdziekolwiek jesteś – nigdy o tym nie zapominaj.

Dopiero teraz mogę przejść do dalszej części tekstu, w której muszę wam się przyznać, że o byciu mamą nie wiedziałam nic i myślę, że w zasadzie dalej nic nie wiem. Okres ciąży, a teraz macierzyństwa to dla mnie nieustająca lekcja życia i jednocześnie wielka metamorfoza mnie samej. To codzienna nauka jak stawać się mamą – dobrą mamą. Już teraz wiem, że nie stajesz się nią w momencie przyjścia na świat dziecka. Mamą stajesz się każdego dnia na nowo, bardziej, pełniej, inaczej niż poprzedniego dnia.

Długo nie byłam mentalnie gotowa na dziecko. Nie czułam tego przede wszystkim w głowie, bo w sercu już tak. Nie wyobrażałam sobie siebie za 10 lat bez dziecka. Wiedziałam podskórnie, że nie chcę żyć bez dziecka, ale nie było właściwego momentu (już teraz wiem, że nigdy nie ma idealnego momentu na dziecko). Człowiek boi się zmian, w których jego życie ma wywrócić się do góry nogami. I choć ze słyszenia wie, że tak będzie – w realu mierzenie się z tym wszystkim za bary – serio nijak ma się do wyobrażeń na temat zostania rodzicem.

Przeczytaj także: Aktywna ciąża – co zmieniła w moim drugim porodzie?

Kiedy w lipcu przyszła do mnie moja sąsiadka, która dopiero co została mamą, zapytała mnie, czy wówczas po tych 6 miesiącach czegoś żałuję? A ja nie musiałam zastanawiać się długo nad tą odpowiedzią. Wam też się do tego przyznam. Żałowałam, że zbyt szybko wkręciłam się w powroty do pracy aż w takim tempie. Powód w zasadzie był prosty. Potrzebowałam już wrócić do ludzi, ale przesadziłam z ilością rzeczy, które szybko wzięłam na głowę.

Czemu? Bo naprawdę wierzyłam, tym co pisali, że z dzieckiem możesz wszystko. Że jak bardzo chcesz, to twoje życie wcale nie musi się zmieniać, że jak się dobrze zorganizujesz, to dasz radę przenosić góry, spełniać się zawodowo i jako mama. Dziś zgadzam się z tym, ale tylko połowicznie. Nie wiem, czy to moje nieogarnięcie, czy typ posiadanego dziecka, czy fakt, że nie mam na miejscu żadnej babci (choć z super siostrą) sprawił, że owszem zrealizowałam wszystko, co sobie postanowiłam w 2018 roku (może nawet z nawiązką), ale płaciłam za to często dużą cenę.

Kosztowało mnie to mnóstwo stresu, łez, frustracji. Bo przecież wiedziałam, że przede wszystkim chcę być dobrą mamą, a dopiero potem super trenerem, właścicielem firmy, blogerem, organizatorem obozów, eventów czy szkoleń. Ludzie pisali mi: – Kasia, bo Ty to tak wszystko ogarniasz! A ja łapałam się za głowę, bo miałam wrażenie, że wszystko mi się wymyka z rąk, że się sypie, że nie ogarniam tak bardzo, że nie starczyło by mi miejsca na blogu, by to wymienić. Żeby nie było – oczywiście, że z dzieckiem da się realizować mnóstwo planów zawodowych, tyle, że ja założyłam, że w tym temacie niewiele się zmieni i dalej mogę działać na taką skalę jak wcześniej (Borze iglasty – niech ktoś mi wyjaśni – WHY?!), a serio – przed ciążą byłam cholernie aktywna zawodowo.

Oznaczało to, że często mama, tata no i przede wszystkim dziecko – czuli się zmęczeni (jakby zmęczenia spowodowanego codziennym ogarnianiem dziecka było mało), rozdrażnieni i niezadowoleni. Chciałam udowodnić sobie w jakiś sposób, że DAM RADĘ! A potem zorientowałam się, że przecież nie o to chodzi, żeby się zarzynać.

Piszę Wam to kolejny raz bardzo szczerze, bo wydaje mi się, że warto się tym podzielić. I choć dziś znacznie łatwiej jest mi się zorganizować i sporo ogarniam, to bardzo zmieniłam swoje podejście. Szukam jakiejś równowagi w tym wszystkim. Są dni, kiedy odkładam telefon na calutki dzień w kąt (nie odbieram nawet połączeń), bo chcę być TU i TERAZ z własnym dzieckiem i nie chcę, żeby patrzyła jak gapię się w telefon. Nie jest idealnie – ale zmieniam swoje podejście, ucinam (choć przychodzi mi to z trudem) projekty i tematy zawodowe, których wiem, że już nie uciągnę. Uczę się mówić nie, uczę się mówić – sorry, musicie poczekać, mam małe dziecko w domu.

Uczę się cierpliwości, przekładania spraw dziecka nad swoje, każdego dnia uczę się pokory i tego jak być mamą. Uczę się zupełnie innego rodzaju odpowiedzialności, a także organizacji czasu. Czasem z żalem patrzę na znajomych, którzy mają czas na kino, wino w weekend czy inne wyjście, podczas gdy my z mężem nawzajem usypiamy Różę i uciekamy wykraść trochę czasu na własne treningi (uczę się też doceniać to, że mogę to zrobić). Ale uczę się przez to doceniać to co mam! Wspaniałą rodzinę i zdrowe, piękne dziecko.

Także dziś – kiedy wszystko się przewartościowuje – z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że mamy mają supermoce. I nie ma w tym nic z przesady!

A u was co się zmieniło, odkąd zostałyście mamą?

Przy okazji tego tekstu chciałam Was także serdecznie zaprosić do zapoznania się z kampanią dotyczącą nas kobiet – Jestem Wystarczająco Dobra. Niezależnie kim jesteś: matką, córką, żoną, partnerką, pracownikiem czy przedsiębiorcą… każdego dnia stawiasz czoło wyzwaniom, jakie życie stawia przed tobą. Podejmujesz dziesiątki, setki decyzji, a myśli przepływają przez twoją głowę prawie nieustannie. Czym jesteśmy nasycone, przesiąknięte? Poczuciem, że damy radę? Że sprostamy? Że odniesiemy sukces?
Więcej informacji – TU (klik)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *