Ciąża – challenge accepted!

2017
10/08

Będę z wami kompletnie szczera, pewnie jeszcze długo zwlekałabym z tą informacją, bo nie czułam szczególnej potrzeby dzielenia się nią ze wszechświatem. Ale sunący z prędkością światła do przodu brzuch nie pozwala mi zwlekać dłużej. Nie w mojej pracy, gdzie cały czas jestem z ludźmi.

Chcąc uniknąć szeptania za moimi plecami, po prostu postanowiłam napisać ten tekst i po raz kolejny zupełnie szczerze podzielić się z wami tym dość szczególnym, nowym doświadczeniem i przeżyciami ostatnich kilkunastu tygodni. Tak więc – jestem w ciąży, a dokładnie w 5. miesiącu. Teraz czuję się całkiem świetnie, ale nie zawsze tak było. Prawdę mówiąc – już od kilkunastu tygodni prowadzę mały pamiętnik, który ma mi przypomnieć, że wprawdzie ciąża to nie choroba, ale przewraca odrobinę rzeczywistość do góry nogami. Zapraszam na mały powrót do przeszłości.

5. tydzień

Właśnie zrobiłam test. Moja pierwsza myśl – Jezu! I naprawdę jestem zaskoczona, choć dwie kreski na teście nie powinny dziwić, kiedy człowiek stara się o dziecko 😀 Serio, nie pomyślałam, że to może udać się tak szybko. Zaczyna się mała panika w głowie, ale też wychodząca przed szereg radość, że się udało. Andrzeja nie ma w domu. Nie zadzwonię. Nie będę mu mówić przez telefon. Boże co robić? OK. Najpierw trochę popłaczę…

30 minut później dzwonię do przyjaciółki. Też jest w ciąży, będzie wiedziała co robić.
– Zrób drugi test – mówi.
– Zrobiłam – oznajmiam.
– To umawiaj się do swojego lekarza – stwierdza. – I gratuluję ci bardzo!
Nie mam lekarza, myślę szybko, bo przez ostatnie lata, za każdym razem badałam się u kogoś innego. Sylwia mnie uspokaja i mówi, że ma kogoś do polecenia. 5 minut później umawiam się na wizytę i zaczynam gorączkowo szukać pomysłu na przekazanie nowiny mężowi. Mąż dowiaduje się na drug dzień i cieszy jak dziecko. O rany – teraz już będzie z górki.

Parę dni później dowiaduje się u lekarza, że jest za wcześnie, żeby zobaczyć płód, ale sprawdzi, jak to teraz wygląda. W 5. tygodniu na USG widać tylko czarne oko (to pęcherzyk ciążowy). Lekarz informuje mnie, że ciąża jest pojedyncza i wygląda w porządku. Po badaniu zaprasza mnie na wizytę w 8. tygodniu.

6. tydzień

Czuję się jak młody Bóg. Mam mnóstwo siły i energii. Postanawiam, że będę jeść wyłącznie zdrowe rzeczy – bez żadnych cheatów, dużo ćwiczyć i więcej odpoczywać. Ah – ciąża jest wspaniała.

7. tydzień

Żartowałam. Pojawiają się pierwsze mdłości i to wcale nie poranne. Ktoś, kto wymyślił termin „poranne mdłości” powinien iść do więzienia. Mnie męczą od rana do nocy. I w nocy. Jest mi słabo, kręci mi się w głowie. Ciężko wziąć głęboki wdech. Chryste – chyba umrę. Nie mogę jeść – nic. Po dwóch dniach dalej umieram. Trudno w ogóle mi się podnieść. Wymiotuję. Wiem, że muszę coś zjeść i pada na białą bułkę z masłem i serem żółtym. Weszła bez zwrotu towaru. Andrzej mówi, że nie mogę jeść białych bułek z masłem, a ja nie wiem, jak mam wytłumaczyć, że czuję się jakbym od paru dni miała kaca giganta, który nie odpuszcza nawet na sekundę.

8. tydzień (początek 3. miesiąca)

Umieram. Nie wiem nawet, jaki jest dzień tygodnia. Wiem, że mam dużo pracy i duży event Reeboka, na którym mam poprowadzić dwa treningi. Mission impossible… Na próbie wykręcam się zatruciem. W dniu eventu wstaję zielona. Piję wodę z korzeniem imbiru, który delikatnie łagodzi moje dolegliwości, ale nie na tyle, żebym mogła normalnie egzystować. Ledwo dojeżdżam na miejsce. Nikt nie może mnie zastąpić. Mam być na scenie z Asią Jędrzejczyk. Nikt nie zna treningu Animal Flow, który sama ułożyłam. Prawdopodobnie zwymiotuję na scenie i wszyscy dowiedzą się, że jestem w ciąży…

Tuż przed wyjściem adrenalina na szczęście robi swoje. Prowadzę dwa treningi z uśmiechem na ustach i pełnym zaangażowaniem. Przez chwilę wydaje mi się, że znów żyję. Ale tylko do momentu, w którym schodzę ze sceny i wymiotuję jak szalona. Znów umieram. Zjem bułkę z serem.

W tym tygodniu odbywa się też kolejna wizyta. Na ekranie monitora USG widzę, że w czarnej plamie pojawia się jakiś szary kształt. Wyglądem przypomina bardziej jaszczurkę, ale kiedy lekarz włącza dźwięk, słyszę szybkie i głośne bicie serca tego stworzenia i czuję, jak po policzkach niczym grochy płyną mi łzy.

9. tydzień

Andrzej przestał mi mówić, że nie powinnam jeść bułek z serem. Robi mi wodę z imbirem i donosi ją w ilościach hurtowych. Nie przyrządza przy mnie mięsa ani jajek, bo wie, że skończy się to wymiotami na potęgę. Prowadzi za mnie część zajęć, pomaga ogarnąć wszystkie zaległości. Robi wszystko, żeby mi ulżyć w cierpieniu. Chyba widzi, że mam kryzys. Razem zastanawiamy się nad tym, czy urlop na łajbie w Chorwacji wypali. Będziemy musieli powiedzieć znajomym. Tych wymiotów niczym nie usprawiedliwię.

10. tydzień

Andrzej sam robi mi bułki z serem i donosi je razem z imbirową wodą. A moje samopoczucie nie polepszyło się ani trochę. Zastanawiam się, czy faktycznie po 12. tygodniu ciąży będzie trochę lepiej. W najgorszych momentach zwątpienia myślę o małym bijącym serduszku.

11. tydzień

Postanawiamy, że jedziemy. Jestem już 3 kilogramy do przodu i choć ciąży nie widać na pierwszy rzut oka, mój brzuch zaczął przypominać pofałdowany worek – miękki i zalany. Wyglądam jak 100 nieszczęść. Mam okropną cerę i wysypkę na dekolcie i ramionach. W trasie jest mi tak słabo, że nie wiem, jak powiedzieć ekipie, że chyba nie zniosę 20h w samochodzie. Że zejdę na ich oczach.

Na miejscu dziewczyny rozbierają się do strojów kąpielowych, a ja natychmiast łapię depresję. Wyglądam przy nich jak hipopotam (nie wyglądałam, ale tak właśnie się czułam). Nigdy nie rozumiałam narzekania kobiet w ciąży na zmieniającą się sylwetkę. Przecież są w ciąży, myślałam. Teraz rozumiem dokładnie, z jakimi problemami przyszło im się mierzyć. Ekipa świetnie się bawi i pije wino. Ja wymotuję wieczorami na burtę i próbuję nie umrzeć. Mało się odzywam i cicho płaczę, kiedy nikt nie widzi.

12. tydzień (początek 4. miesiąca)

W tym tygodniu idziemy na kolejną wizytę. Czekam na test Pappa, który lekarz rekomenduje mi ze względu za wiek. Po 30. roku życia ryzyko chorób, tj. zespół downa wzrasta. Przed wizytą robię komplet badań. Bardzo się stresuję. Okazuje się jednak, że niepotrzebnie. Wszystko w porządku. Jaszczurka przez ostatnie 4 tygodnie przepoczwarzyła się w prawdziwego małego człowieka! Niesamowite! Ma rączki i nóżki i tańczy w brzuchu sambę. Lekarz podejrzewa, że to dziewczynka. Ale super!

13. tydzień

Zaczynamy obóz w Chorwacji. Dojeżdżamy na miejsce po 23 godzinach jazdy autokarem. Nie wiem, jak się nazywam. Ale na szczęście obyło się bez wymiotów. Na miejscu jest mi ciągle słabo, choć widzę światełko w tunelu. Czasami już nawet nie mam mdłości. Trudno mi jednak prowadzić treningi, nie czuję się całkiem sobą. Andrzej zasuwa za nas dwoje.

Nie trenuję prawe od 2 miesięcy. Czuję jak forma mi spada, ciało wygląda inaczej, pojawia się mały brzuszek. Mówimy ekipie, że jestem w ciąży. Wystający mały brzuch nie wygląda na wydęty. Nie ma czym się wykręcić. Zastanawiam się, dlaczego pojawił się tak wcześnie, ale lekarz wytłumaczył, że to bardzo indywidualna sprawa. Obóz przebiega bez komplikacji, choć upały nieźle dają mi się we znaki. Nie narzekam. Doceniam, że mdłości ustępują.

14. tydzień

Czuję się lepiej. Noszę luźne koszulki zakrywające z powodzeniem brzuszek. Mdłości powoli ustępują. W ich miejsce pojawiają się nagłe i obfite niczym wodospad Niagara wymioty. Zaczynam wracać do normalnego jedzenia. W końcu 4 kilogramy na plusie w 4. miesiącu to chyba sporo. Nie miewam zachcianek. A przynajmniej tak mi się wydaje. Choć bułki z serem wciąż smakują jak obietnica prawdziwego luksusu.

15. tydzień

Najgorsze dolegliwości za mną. W tym tygodniu mamy kolejną wizytę. Lekarz pokazuje mi tańczące i ssące kciuka dziecię i informuje, że to dziewczynka. Bada wszystkie parametry i mówi, że jest OK. Nie ma powodu do niepokoju. Po usłyszeniu takich słów, zaczynam się nerwowo zastanawiać, co oznaczają i czy oby na pewno wszystko jest OK. Andrzej mnie uspokaja, że lekarz raczej nie żartował. Reszta tego tygodnia mija mi całkiem sympatycznie. Nawet powoli zaczynam lekko trenować. Nie chcę mówić o formie. Zniknęła.

16. tydzień (początek 5 miesiąca):

Nie wiem, jak się nazywam. Jesteśmy tuż przed wyjazdem na Pole Dance Camp Polska. Zostało 10 dni, a ja nie pamiętam już nawet, co mam ogarnąć. Problemy ze skupieniem się, wiecznie zatkany nos, drętwiejące czubki palców – nowości na horyzoncie. Wszystko to nieważne. Pracuję jak szalona! To jeden z najważniejszych wydarzeń tego roku.

17. tydzień

Tuż przed obozem muszę znaleźć czas na spotkania z pracodawcami i zleceniodawcami. Czas poinformować ich, że jestem w ciąży. Brzuch rośnie i trudno ukryć go pod luźną koszulką. Boję się reakcji, ale zdecydowana większość osób cieszy się ze mną bardzo szczerze. Czuję ulgę.

Potem rzucam się w kolejny wir pracy i zaczynam obóz, na którym mam niewiele momentów na to, żeby usiąść choć na chwilę.
W trakcie ciąży nie prowadziłam zajęć rurkowych. Uważam, że to nie jest dyscyplina dla kobiet w ciąży. Mało tego – nawet gdybym chciała, czułam się tak źle, że nie było o tym mowy.

Na obozie wzięłam tylko 3 rurkowe zajęcia, podczas których pokazałam wyłącznie kilka ćwiczeń. Wieczorem okupiłam to bólem brzucha i skurczami. To tylko potwierdziło fakt, że pole dance w ciąży nie służy ciąży. Nie mam czasu, by odpocząć, więc odzywa się kręgosłup i w pewnym momencie trudno mi nawet chodzić. Wiem, że po powrocie trzeba będzie zwolnić.

18. tydzień

Czuję się całkiem nieźle. Nie mam już prawie w ogóle mdłości. Wymioty ustały. Jednak czuję się dość słabo. Po próbie rozpoczęcia treningu zaczyna boleć mnie brzuch. To samo kolejnego dnia. Obiecałam sobie być bardzo aktywna, tymczasem organizm wyraźnie nie pochwala tego pomysłu. Dociera do mnie, że przez ostatnie tygodnie pracowałam cholernie dużo, prawie cały czas byłam w podróży i nie dawałam sobie czasu na odpoczynek. Czas to zmienić. Trening nie zając, a utraconą formę przecież jeszcze odzyskam.

19. tydzień

Zaczyna się teraz, kochani, i choć wciąż bardzo martwię się, czy wszystko będzie w porządku, już czas żeby podzielić się tym z wami.
Teraz z ulgą mogą wrócić do aktywniejszego prowadzenia fan page’a i instagrama. Brakowało mi nowych zdjęć 😉
Życzcie mi powodzenia.

IMG_2810 kopia

30 thoughts on “Ciąża – challenge accepted!

  1. Kasia, nie ma co smutkować 🙂 Bardzo ci gratuluję <3 Jestem mamą dwojki dzieci i nie będe oszukiwac, że jest łatwo. na początku być może nie będzie. Ale te szkraby dają tak wiele radości, że głowa mała! sama zobaczysz 🙂 Powodzenia! trzymam kciuki 🙂

      1. Ja też byłam. I to dwa razy. To normalne. Jak zaczęłam rodzić, to też mi się nie chciało wierzyć, że to już. „Nie. Na pewno to jeszcze nie teraz”, mowiłam sobie. I poszłam na siłownie, zakupy, posprzątąłam dom, popracowałam… A kilka godzin później Fran już był na świecie 😉 Z Helą było podobnie 😉 Szczerze, to strasznie Ci zazdroszczę, że będziesz mamą 🙂 Fajnie jest być mamą 😀

  2. Super! Nie rozumiem dlaczego nikt, nigdy i nigdzie rzetelnie o tym nie opowiedział. O tym właśnie, że ciąża żyje własnym życiem i ma w nosie co Ty sobie zaplanujesz, a przecież wiadomo, że wyczekane Maleństwo jest ważniejsze. I ten zatkany nos! Nie jadłam, nie spałam, trudno było rozmawiać…a lekarze rozkładali ręce… Było ciężko. Ale było warto! Pozdrawiamy Cię z Zuźką i życzymy zdrowia! Dbaj o siebie! i Maleństwo <3

  3. Ahahaha, cudowne. 😀 Miałam niemal identycznie – też mimo starań, jak test pokazał dwie kreski to powiedziałam tylko „o Boże”. I też jadłam tylko bułki z serem. 😀 No i dziewczynka *_* Zazdrość! Marzę o dziewczynce (tak, tak… to kuku na muniu nie mija po pierwszym dziecku). Buziaki :*

  4. Rany Animal Flow prowadziłaś przy takim samopoczuciu?! to jest prawdziwa wojowniczka 😉 byłam na tym treningu i dziewczyno wymiatałaś!! Dużo zdrówka życzę i gratuluję 😉

  5. Kasiu! Gratuluję Ci serdecznie! Wszystko będzie super. Ja też obecnie jestem w ciąży -zaczęłam 21 tydzień, i pierwszy trymestr był ciężki. teraz czuję się dobrze, i wracam do ćwiczeń. Dodam, że to moja piąta ciąża 😉 niespodzianka 😉 🙂 Trzymam kciuki za Ciebie i życzę wszystkiego wspaniałego! 🙂

  6. Gratuluję!! Ja jestem już ponad dwa tygodnie mamą i pojawienie się tej małej istoty to jest dopiero rewolucja. Odpoczywaj teraz ile możesz, bo potem będzie trudniej? powodzenia i dużo zdrówka dla Ciebie i maleństwa!

  7. <3 dzielny Bigos <3 trzymam kciuki, żeby już tylko było lepiej! Ale serio weź sobie na luz z drugim już się nie da ;P to ja w takim razie czekam na camp baby+me 😉

  8. Gratulacje 🙂
    ciąza ma swoje prawa i nie zawsze jest tak kolorowo i pięknie. chcemy przytyć jak najmniej, być super fit do konca a realia są inne. Grunt to dbać o siebie przez te miesiące i podchodzić z szacunkiem do swojego ciała a przede wszystkim go słuchać

  9. Kasiu gratulacje ?? z tym szokiem miałam tak samo ? staraliśmy się o dzidzi a jak się okazało że po 2 miesiącach się udało zaczęłam ryczeć…chyba hormony już wtedy działają ? i pierwsze myśli to: co z treningami, z tym co wypracowałam podczas trenowania pole dance. Jeżeli chodzi o treningi jeszcze niewiedząc że jestem w ciąży bolał mnie brzuch podczas wykonywania figur ? dlatego odpuściłam od razu gdy się dowiedziałam. Teraz Agatka ma już prawie 3 miesiące. Każdy dzień jest inny -wspaniały ❤ powrót do treningów jest ciężki, ale powoli do celu ?

  10. O Boże, wybacz mi, ale uśmiałam się na niektórych momentach, bezbłędny dziennik! Czułam się TAK SAMO! Żaden tam cudowny czas, „błogosławiony” – seriously ?! No i te „poranne” mdłości – wypchajcie się wszyscy znawcy! Na nic nie miałam ochoty, musiałam zrezygnować z ulubionych rzeczy i nawet nie cieszyła perspektywa małego grzeszenia po kątach – na widok czekolady leciałam do łazienki. Zaczęłam ważyć mniej niż przed samą ciążą, wylądowałam na 2-tyg.zwolnieniu. Gdyby nie mój ukochany mąż chyba bym nie przestawała płakać. Kochanie, jeśli kiedyś będziesz w ciązy – odwdzięczę Ci się po tysiackroć za to wszystko co dla mnie zrobiłeś.
    Teraz jestem w 17.tygodniu (+3 dni) i jest o niebo lepiej, chociaż mogłabym spać gdzie popadnie i to zmęczenie mnie dobija. Aplikacja ciążowa podpowiada, że to „miesiąc miodowy” ciąży. No nic, pożyjemy zobaczymy. Zaczęłam przybierać na wadze i nigdy nie sądziłam, że się z tego ucieszę 🙂
    Pozdrawiam Ciebie i Malutką ♥

  11. hej! dzieki za wpis! jestem w pierwszej ciąży – 20 tydz i często pobolewa lub ciągnie mnie brzuch. byłam sportowcem i aktywną osobą a teraz po zwykłej wycieczce w góry leżę bo czuję dyskomfort w brzuchu i zastanawiam się czy inni też tak mają 😉 basen, joga, czasem lekki fitness to max na jaki teraz mogę sobie pozwolić. lekarze nie są w stanie mi odpowiedzieć skąd te dolegliwości, a ciąża rozwija sie prawidłowo…

    1. Cześć! Tak to dość naturalne, kiedy zaczyna rosnąć brzuszek. Często u aktywnych kobiet z mocnymi mięśniami brzucha to nawet bardziej odczuwalne.
      Polecam tak czy owak wizytę za kilka tygodni u fizjoterapeutki uroginekologicznej, która sprawdzi Ci kwestie mieśnia prostego brzucha, aa przy okazji sprawdzi stan mięśni dna miednicy :*

      Ja troche opowiadam tez o tym w ciazowym kursie.
      Wszystkiego dobrego. Zdrowka!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *